FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj
Forum Siedziba literacko skrzywionych Strona Główna
->
Literacko
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
4. Pomniejsze
----------------
Literacko
Kto pyta, nie błądzi
.
Regulamin, zasady - kodeks
Muzycznie
Drogowskazy
Filmowo
Przykurzone
Malarstwo, taniec...
Manga i anime
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Laiquendi
Wysłany: Wto 22:38, 01 Sty 2008
Temat postu:
Pięknie, pięknie, od razu miałam wizję Wintersmitha w złotych łańcuchach mówiącego do Tiffany na powitanie "Yo, siemasz, maleńka" o_O
Ivoire
Wysłany: Wto 22:28, 01 Sty 2008
Temat postu:
Hm, mam jeszcze inną propozycję, powstałą podczas próby wcielenia się w panią Malinowską-Grupińską:
zima + kowal = zimal XD
Gatta
Wysłany: Wto 13:12, 01 Sty 2008
Temat postu:
"Kowal zimy" - Ivoire chciałam uświadomić ogółowi, że mogłoby być o wiele gorzej z tytułem
Laiquendi
Wysłany: Pon 01:48, 31 Gru 2007
Temat postu:
Ja miałam problemy na początku- matko, ile ja się z
Thief of time
namordowałam o.O Ale za to teraz znam tę książkę chyba na pamięć. Jednak im dalej tym lepiej mi szło, teraz za to dziwnie mi się czyta przekłady.
"Kowal zimy" xD...kurczę, powiem Wam, zastanawia mnie jak pani Malinowska-Grupińska poradziłaby sobie z tym tytułem?
Nie zapomnę za to tłumaczenia "Going Postal" by internetowy translator- khm, uwaga-"Chodzenie pocztowego"...
Ivoire
Wysłany: Nie 22:15, 30 Gru 2007
Temat postu:
Nie wiem, jak dotąd nie miałam z nimi większych problemów. Twoje porównanie do perypetii Pottera jest bardzo trafne - różnica między stylami obojga autorów jest wręcz diametralna - ale chyba polscy czytelnicy powinni liczyć na taką jakość tłumaczenia, jak na przykład w Niemczech. Wiadomo, że nie będzie dokładnie takie same jak oryginał, ale wiele rzeczy można zrobić lepiej. Wystarczy się troszkę postarać.
Gatta, dobiłaś mnie tym "kowalem zimy".
Przepraszam, ale chyba zbliża się atak głupawki XD
Gatta
Wysłany: Nie 12:02, 30 Gru 2007
Temat postu:
Ja przeczytałam Zimistrza i poza przerażającą początkowo zmianą imienia (na szczęście coś mi kołatało, że w orginale była Tiffany) jest ok. W przeciwieństwie do was nie przyczepie się do "fik mik figli", bo mi się to podobało. W końcu brzmi bardzo podobnie do Nac Mac Feegle, a łatwiej dzieciom zapamiętać (w końcu to książka dla dzieci).
A tłumaczenie tytułu jest według mnie bardzo dobre, trzyma kanon, w końcu był już wiedźmikołaj to niech jest zimistrz, lepiej brzmi niż kowal zimy.
Nota bene: oczywiście, że tłumaczenie nigdy nie oddają do końca orginału, ale bądźmy szczerzy mało jest fanatyków, którzy czytają Pratchetta po angielsku, bo jeśli nie jest się naprawdę dobrym w tym języku to nie jest to takie proste jak z osławionym Harrym. Czasami nieźle trzeba się namęczyć, by te słynne pratchettowskie porównania w orginale zrozumieć.
Ivoire
Wysłany: Sob 18:01, 29 Gru 2007
Temat postu:
Polskiego przekładu nie czytałam i czytać nie zamierzam.
Za Akwilę miałam ochotę Malinowską-Grupińską udusić, ale trzeba zachowywać się konsekwentnie. Jeżeli chodzi o imię, to już tłumaczę - imię bohaterki miało znaczyć w starożytnym języku bodajże "Ziemia pod Falami". Pani tłumacz trochę przeszarżowała i stwierdziła, że Akwila będzie lepiej pasować - prawdopodobnie po prostu nie znała etymologii tego imienia, znaczącego orła; brzmiało podobnie do łac.
aqua
, czyli woda, więc sprawdzanie najwyraźniej wydało jej się niepotrzebne.
Laiquendi
Wysłany: Sob 15:13, 29 Gru 2007
Temat postu:
Nie czytałam jeszcze
Zimistrza
, na razie jestem na etapie zastanawiania się, jak Cholewa mógł popełnić taki tytuł. Cóż, spójrzmy prawdzie w oczy, pani Malinowska-Grupińska nie radziła sobie za dobrze z tłumaczeniem trych książek, ale wydawnictwo mogło przynajmniej babę przycisnąć, żeby się bardziej starała, a nie zmieniać tłumacza. Zdecydowanie bardziej cenię Cholewę jako tłumacza, ale można się było domyślić, że on się bardzo odetnie od poprzedniego tłumaczenia i zrobi to po swojemu, co jest zdecydowanie ze szkodą dla czytelników, którzy nie są fanatykami Świata Dysku i potyczki między tłumaczami mają głęboko gdzieś. Z drugiej strony jestem jednak wdzięczna Cholewie, że pozbył się "Akwili", bo ja do dzisiaj nie wiem skąd się wzięło to kretyńskie imię :/ Fik Mik Figle też mi nie pasowały i to okropnie, biorąc pod uwagę sam ich charakter.
Co do gwary się jeszcze nie wypowiem, muszę przeczytać. Ale o ile opamiętam, w sumie na początku
Wintersmitha
był cały słowniczek wyrażeń Feegles.
Ivoire
Wysłany: Sob 04:52, 29 Gru 2007
Temat postu:
Najbardziej odrzuca mnie niekompetencja tłumaczy - nie tylko pod względem znajomości języka, ale także w kwestiach wymagających logicznego myślenia.
Proszę państwa, Zoś przeczytała dzisiaj mrożący krew w żyłach fragment
Zimistrza
i ciągle nie może się pozbierać. Osoby zaznajomione ze Światem Dysku pewnie zauważyły, że poprzednia tłumaczka zmieniła imię głównej bohaterki
Wolnych Ciutludzi
i
Kapelusza pełnego nieba
z Tiffany na Akwilę, co nie spotkało się z aprobatą czytelników. Prawdopodobnie jest to przyczyna co najmniej dziwnego, a już na pewno nieprzemyślanego zachowania Piotra Cholewy, który przechrzcił Akwilę Dokuczliwą na Tiffany Obolałą, a Ciutludzi na Nac Mac Feeglów. Co więcej, z fragmentu zamieszczonego na
http://discworld.pl
wyraźnie widać zmianę (nie mogę powiedzieć, że korzystną) w ich wypowiedziach. Wątpliwe, żeby młodsi czytelnicy (do których, bądź co bądź, seria Opowiadań ze Świata Dysku jest kierowana) z łatwością rozumieli ich dziwnie przypominający gwarę góralską język.
Skróciłam troszkę mój wywód, spowodowany najprawdopodobniej za dużym poziomem mojej frustracji. Dla waszego dobra XD
Cammie
Wysłany: Sob 12:09, 22 Gru 2007
Temat postu:
Tłumaczenie nigdy nie odda oryginału całkowicie, po prostu. Zawsze będzie jakieś wypaczenie, nieudolny przekład jakiegoś fragmentu; gry słownej nie w sposób dobrze odzwierciedlić, więc nie dziw, że próby jej tłumaczenia wychodzą tak, a nie inaczej.
Raczej nie lubię czytać w języku innym niż polski, możliwe, że to po prostu kwestia przyzwyczajenia (albo lenistwa). Ostatnio sięgam raczej po
naszych
autorów
(chociaż i tak czytam dużo mniej niż zazwyczaj, yych ==')
, więc nie mam "okazji" do narzekania na tłumaczów, chociaż, ogólnie, cenię ich pracę, mimo wszystko.
Ivoire
Wysłany: Pią 16:18, 21 Gru 2007
Temat postu:
W takim wypadku najlepiej jest czytać z notesikiem pod ręką. Na bieżąco notujesz dane słówka, nie przerywając lektury ^w^
Gość
Wysłany: Pią 15:51, 21 Gru 2007
Temat postu:
Tłumaczenie zawsze było, jest i będzie interpretacją tekstu oryginalnego.
Koran
do XIX wieku można było czytać tylko po arabsku, ale jegło tłumaczenia nadal były bojkotowane i uznawane za świętokradztwa.
Poza tym, w języku polskim nie występują pewne słowa, którymi operuje język angielski i można je wyjaśnić tylko opisowo. Np. takie
foolproof
. Albo
to blow sth open
. Trudno to przełożyć na polski, więc nie powinniśmy tak ujadać na tłumaczy.
Co do "Tygrysa" i głupich błędów, takich naprawdę głupich - muszę się zgodzić, ich wina. Np. polski Mariusz, Ryżowy wampir o długich blond włosach, w naszej wersji językowej ma je kręcone. W oryginale są proste.
Inaczej to bywa z podobnymi, do podanych wcześniej wyrażeniami lub grami słownymi. Bo gra słowna napisana w danym języku, jest grą słowną tylko i wyłącznie dla tego języka. Jeżeli nie podobają nam się tłumaczenia - piszmy lepsze.
W moim wypadku, w czytaniu oryginałów przeszkadza mi upierdliwość. Doskonale rozumiem tekst, ale jeżeli znaczenia jakiegoś słowa się tylko domyślam, (zazwyczaj poprawnie ==') to muszę je sprawdzić w słowniku. Taka już jestem, a to naprawdę przeszkadza w czytaniu.
Ivoire
Wysłany: Czw 11:01, 20 Gru 2007
Temat postu:
Lai, polski tytuł to
Zimistrz
- strach się bać.
Tłumaczenia Pratchetta są straszne, zwłaszcza opowieści ze Świata Dysku - najbardziej wsławiła się tu pani Malinowska-Grupińska ze swoim tłumaczeniem
Kapelusza pełnego nieba
. Jak można pomylić rzeźnika z lokajem?
[EDIT]Od tej pamiętnej lektury czytam tylko i wyłącznie oryginały.[/EDIT]
Lira
Wysłany: Czw 07:42, 20 Gru 2007
Temat postu:
Ja średnio lubię czytać w innym języku, bo mimo wszystko sprawia mi to dalej pewne kłopoty (sięganie po słownik średnio co stronę, bo już za nic nie potrafię się domyślić jest nieco... męczące). Ale bywa, że i ja sięgnę po coś ambitnego. Aktualnie męczę Lays of Beleriand i szczerze powiedziawszy został mi już tylko jeden, krótki poemat - The Flight of the Noldoli. Uważam, że nie da się tego cuda oddać w tłumaczeniu, ale skoro zabrała się za to bodajże Adaneth, to milczę i trzymam kciuki. To jedyna osoba, której może się udać.
A tak w ogóle, to ostatnio zauważyłam, że niemal wcale nie czytam tłumaczeń, a na półce szukam jedynie rodzimych autorów. I nie mogę zdecydować, czy to dobrze, czy źle.
Laiquendi
Wysłany: Czw 01:32, 20 Gru 2007
Temat postu:
Ja też zaczęłam od Pratchetta, a mianowicie od "Thief of time", bo jako jedyne było w księgarni. Teraz jednak, kiedy czytam polskie tłumaczenia, choć niewątpliwie są naprawde świetne, czegoś mi jednak brak. A to i tak nic w porównaniu z tym, jak pani tzw. "Damage" okaleczyła serię o Tiffany Aching , bo kobiecie w tym tłumaczeniu ewidentnie brakowało lekkości i polotu(Fik Mik Figle?! ktoś ją powinien leczyć...). Ostatnią część,
Wintersmitha
(wybaczcie, polskiego tytułu nawet nie umiem wymówić, a co dopiero zapamiętać), tłumaczył już Cholewa i wprawdzie na razie tylko ją przeglądałam, ale zauważayłam, że poza tym przerażającym tytułem, jest o wiele lepiej.
Po ostatnich Dniach Szekspirowskich w Toruniu wzięłam się za to za właśnie za Szekspira w oryginale i rozpłynęłam się z zachwytu. Zawsze mi się podobał, teraz podoba mi się jeszcze bardziej.
Pandora
Wysłany: Śro 22:39, 19 Gru 2007
Temat postu:
Ogólnie bym się zgodziła, ale są przypadki...gdy wolę tłumaczenie. A dokładniej to chodzi mi tu o przypadek Anne Rice, którą naprawdę lubię w polskiej wersji kronik i nie mogę żadną miarą zdzierżyć w oryginale. Masakra. Dodali jej trochę polotu, którego jej samej brak.
Tak, to kaleczenie książki, to przekręcanie i robienie z niej czegoś, czym nie jest. Problem taki, że owo "czym nie jest" w tym przypadku podoba mi się bardziej.
Inaczej już na przykład z Tolkienem- mamy naprawdę świetne tłumaczenie Skibniewskiej, ale wciąż oryginał będzie najlepszy.
Ogólnie, tylko po oryginale widać, czym książka miała być i czym jest. Co nie zmienia faktu, że cenię i szanuję robotę, którą muszą odwalić tłumacze. I ci tłumaczący "na pałę", i ci z literackim zacięciem.
NakedCity
Wysłany: Śro 22:21, 19 Gru 2007
Temat postu: Książki w oryginale
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua. Ut enim ad minim veniam, quis nostrud exercitation ullamco laboris nisi ut aliquip ex ea commodo consequat. Duis aute irure dolor in reprehenderit in voluptate velit esse cillum dolore eu fugiat nulla pariatur. Excepteur sint occaecat cupidatat non proident, sunt in culpa qui officia deserunt mollit anim id est laborum.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Saphic 1.5 // Theme created by
Sopel &
Programosy.pl
Regulamin